006. six

  « ✦ » » ✦ « » ✦ «

rozdział szósty — dni.

« ✦ » » ✦ « » ✦ «

    Mreille Escoffier nienawidzi poniedziałków. I to nie dlatego, że to poniedziałek, początek tygodnia, trzeba iść do szkoły, pracy, czy coś tam, nie — Mireille Escoffier chodzi do szkoły, do trzeciej klasy lycée, jest całkiem w porządku, jej oceny to co prawda nie od góry do dołu szereg bien, ale do tej pory ani mére¹ ani pére² (ani nikt inny) jakoś nie kwestionowali jej zaangażowania do nauki. Mireille Escoffier ma tam też przecież całkiem fajną klasę, a w tej klasie Ophélie Deschamps, jak trzeba to i Laure Mauduit, od biedy Camille Marcier, i przed wszystkimi, oh!, j e g o.

     J e g o — najładniejszego, najmądrzejszego, najzabawniejszego, najsłodszego, najodważniejszego, najwspanialszego, naj, naj, najnajnaj chłopaka, jakiego Mireille Escoffier kiedykolwiek widziała na oczy.

     Mireille Escoffier jest po uszy zakochana w Jean-Pierre'u Binoche. Mireille Escoffier jest po uszy zakochana w dołeczkach, które robią mi się podczas uśmiechu — nawet jeżeli śmieje się on głównie z czynów innych, czy tego, że madame Grand znowu założyła tę paskudną suknię w kwiaty, czy tego, że Isabelle Boucher znowu pomyliła organizmy eukariotyczne i prokariotyczne (Mireille Escoffier nawet nie wiedziała, co te określenia znaczą, ale woli, żeby to pozostało pomiędzy nią a jej umysłem). Mireille Escoffier jest po uszy zakochana w jego matematycznym geniuszu (chłopak potrafi rozróżnić znaki większości i mniejszości i rysować idealne klamry matematyczne, a to jest naprawdę coś) — nawet jeżeli ze sprawdzianów jeszcze ani razu nie dostał niczego ponad passable³. Mireille Escoffier jest zakochana po uszy w jego głosie, gładkim i stanowczym, jak wody Sekwany — nawet jeżeli po raz dziesiąty tego dnia musi wysłuchiwać żartu o chlebaku i bułkach (a potem z przerażeniem stwierdzać, że ten żart już ani trochę jej nie śmieszy, więc udaje, zaczynając się śmiać może zbyt entuzjastycznie, sztucznie i nerwowo. Mireille Escoffier jest po uszy zakochana w jego zapale do uprzykrzania życia monsieur⁴ Gagne — nawet jeżeli to wszystko skutkuje ciągłymi wizytami jego rodziców u dyrektora, tym, że monsieur Gagne rewanżuje mu się z równą mocą, a ostatecznie po dupach dostają oni wszyscy, jak im na sprawdzianie daje pierdyliard pytań odnośnie do ludzkiej genetyki.

     Mimo wszystko Mireille Escoffier i tak jest po uszy zakochana w Jean-Pierre'u Binoche. I nie sądzi, żeby w najbliższym czasie miało to się zmienić.

     Bo mimo wszystko, Jean-Pierre Binoche na pewno ma jakieś zalety (oprócz tego, że jest najnajnaj), przecież każdy jakieś ma.


     Nawet jeżeli Ophélie twierdzi, że Pierre to kupa gówna, a ty bezprecedensowo w nią wlazłaś. Serio, meuf⁵, otrząśnij się, przecież ten mec nie zwiastuje niczego dobrego. Skończ z tymi maślanymi oczętami, póki jeszcze możesz.

     Nawet jeżeli Camille Marcier, jeden z największych plotkarzy w całej szkole, w całej siódmej dzielnicy, w całym Paryżu, w całej Francji, twierdzi, że Jean-Pierre Binoche sam osobiście, we własnej osobie i za użyciem własnych strun głosowych, już pierwszego dnia nowego roku szkolnego, chwalił się wszystkimi na prawo i lewo, że spędził tegoroczne wakacje baaardzo intensywnie — mianowicie na bajerowaniu każdej dziewczyny, która nosiła co najmniej miseczkę D, miała nogi o minimalnej długości osiemdziesięciu centymetrów i tak obcisłe spodnie, że pośladki rozdzielały jej się idealnie na pół.

     Nawet jeżeli jej własny, osobisty père i jej nie-do-końca-własny i nie-do-końca-osobisty beau-père⁶ w końcu oboje się w czymś zgadzają — w tym, że Jean-Pierre Binoche to a b s o l u t n i e nie jest chłopak dla niej, głupi jak but, rozwydrzony dzieciak, któremu starzy od małego pchali wszystko w dupę, o to-to, Tus!, masz natychmiast się w nim odbujać, czy jak to się tam teraz mówi, posłuchaj nas lepiej, masz jeszcze pstro w głowie i skąd ty możesz wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze?

     Tylko że Mireille Escoffier wcale nie uważa, że ma pstro w głowie.

     Przecież Mireille Escoffier ma swój rozum i potrafi go używać. Przecież Mireille Escoffier potrafi rozróżnić, co jest dla niej dobre, a co złe. Przecież Mireille Escoffier ma już prawie (jeszcze tylko dwa miesiące i piętnaście dni) siedemnaście lat, a to prawie już za chwilę osiemnaście — osiemnaście, wtedy, kiedy będzie sama o sobie e pełni decydować, wtedy kiedy nikt nie będzie mógł wtryniać jej się w każdą j e j osobistą sprawę, wtedy, kiedy wszyscy będą ją mogli pocałować w dupę.

     Nie mówi się dupa, mówi się tyłek, Mireille. A najlepiej nie mówi się w ogóle nic.

     Ale Mireille Escoffier nie chce nic nie mówić, bo szczerze ma po prostu tego wszystkiego dość. Ma dość tego, że jej mére jest bardziej zafiksowana na punkcie swojego Secours populaire niż na punkcie własnej rodziny. Ma dość tego, że père tak jak gdyby nigdy nic przyjeżdża co weekend, zabiera ją do kina, na pizzę, opowiada jej żarty (na nieszczęście lepsze niż te Jean-Pierre’a) i o swojej pracy. Ma dość tego, że Gael wyrzuca z siebie słowa jak karabin maszynowy pociski, tak, że chyba nawet Noel go nie rozumie. Ma dość tego, że Lucrèce codziennie rano zajmuje łazienkę przez równą godzinę, a ona później musi nie dość, że malować się w tempie ekspresowym, to jeszcze maczać w wodzie obsikane gacie Noela, który nigdy nie może po ludzku poczekać tak jak reszta. Ma dość tego, że Ophélie Deschamps co sobotę bezprecedensowo włazi jej do domu, wita się z jej mére i Gaelem (chociaż przeważnie tylko z Gaelem), wyciąga swój manicureistyczny zestaw i opowiada dosłownie o wszystkim, malując jej paznokcie wszystkimi kolorami lakierów, jakie tylko zmieściły jej się w torbie. Ma dość tego, że Jean-Pierre Binoche nie zauważa jej w żaden inny sposób, niż wtedy, kiedy potrzebuje zerżnąć od kogoś na testach.

     Mireille Escoffier ma tego wszystkiego po prostu dość. I to po uszy.

     Mireille Escoffier czasami najchętniej po prostu rzuciłaby to wszystko w diabły. Zamknęłaby się w swoim pokoju, wskoczyła pod kołdrę i krzyczała w poduszkę tak długo, aż by jej nie zabrakło tchu w piersiach. Albo zamiast zamknąć się w pokoju i wskoczyć pod kołdrę, mogłaby wyjść z domu i rzucić się w wody Sekwany.

     Mére zabroniła jej tak myśleć, a jeszcze bardziej mówić. A przecież Mireille Escoffier nigdy nie rozpowiadała na prawo i lewo, że chce się zabić i wciąż tego nie robi. A przecież to nie tak, że Mireille Escoffier sobie siedzi i ogląda po raz ęty Za jakieś grzech, dobry Boże?, śmieje się co chwilę do rozpuchu jelit i tak po prostu przychodzi jej na myśl, że a co tam, zabiję się.

     Mireille Escoffier nie chce się zabijać. Mireille Escoffier nie chce skakać do Sekwany, Mireille Escoffier nie chce zamykać się w łazience, siadać na sedesie i płakać tak długo, aż ktoś nie zacznie walić w drzwi (najczęściej wali w drzwi Lucrèce, czasami też Gael, mére chyba tylko raz).

     Mireille Escoffier chce żyć. Mireille Escoffier chce udowodnić mére, że tę jest ważna, że jest ważniejsze od jej organizacji, głodnych uliczników i litrów chińskich zupek. Mireille Escoffier chce udowodnić Gaelowi, że nie jest mały dzieckiem, że potrafi sama pojechać na drugi koniec Paryża i, że nie ma na imię Mirejill, tylko Mirejl. Mireille Escoffier chce udowodnić Lucrèce, że jej potrzeby fizjologiczne są tak samo ważne, jak i jej, że to, że jest młodsza od niej, nie oznacza, że jest głupsza. Mireille Escoffier chce udowodnić, że udowodnić Noelowi, że potrafi coś więcej niż farbować włosy i urządzać sobie pogaduszki z Ophélie. Mireille Escoffier chce udowodnić pére, że nie jest z tych, co można przekupić pizzą i kinem. Mireille Escoffier chce udowodnić Ophélie Deschamps, że jest w stanie nie zakochać się w każdym napotkanym chłopaku. Mireille Escoffier chce udowodnić Camille’owi Marcier, że wcale nie jest świetnym obiektem do tworzenia coraz to nowszych plotek. Mireille Escoffier chce udowodnić monsieur Gagne, że potrafi w tę cholerną genetykę. Mireille Escoffier chce udowodnić Jean-Pierre’owi Binoche, że nie jest dobrą koleżanką, tylko wtedy, kiedy ten nie zna odpowiedzi na praktycznie wszystkie pytania na sprawdzianie.

     Mireille Escoffier chce udowodnić samej siebie, że jest dobrym człowiekiem.

     Mireille Escoffier chce zrobić jeszcze tyle rzecz. Mireille Escoffier ma jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.

     Jak chociażby ciachnięcie w następną sobotę Ophélie Deschamps takiej grzywki, że będzie jej zazdrościć nawet ta głupia Nathalie Auclair, klasowo-szkolna gwiazdeczka, której jedynym celem istnienia jest uprzykrzanie życia innym.

     W tym chyba najbardziej właściwe Mireille, bo Mireille Escoffier ma wrażenie, że Nathalie Auclair obrała ją sobie za cel, rzuciła samej sobie wyzwanie, że pogrąży ją dostatecznie, używając do tego wszelakich możliwych sposobów.

     Najwyraźniej jednym z tych sposobów, było jawne podrywanie Jean-Pierre'a Binoche, i to nie tylko na j e j oczach, ale na oczach w s z y s t k i c h — całej klasy, całej szkoły, nauczycieli, rodziców swoich, Jean-Pierre'a i Mireille.

     A jedyne co Mireille Escoffier może z tym zrobić, to tłumić w sobie ten gniew, usiłując ze wszystkich swoich sił, zachować ludzki wyraz twarzy, udawać, że kompletnie nic jej to nie obchodzi, bo przecież nie może wybuchnąć — w szkole, w domu, na środku ulicy. Po prostu nie może. Nie może.

     Mireille Escoffier najchętniej po prostu zaczęłaby płakać. Płakać z gniewu, z całej tej złości, którą musi w sobie dusić — bo ma dość wiecznie nieobecnej mére, (dosłownie) weekendowego pére, równie wiecznie natrętnego beau-père, rodzeństwa, z którym za żadne skarby świata nie potrafi się dogadać, Ophélie Deschamps, którą czasami najchętniej kopnęłaby w cztery litery, Camille Marcier, którego kopnęłaby jeszcze bardziej, kolorowych włosów Laure Mauduit, samej świadomości istnienia Nathalie Auclair, swojego głupiego zauroczenia Jean-Pierre’m Binoche, samej siebie.

     Ale nie może. Mireille Escoffier przez pięć dni w tygodniu siedzi w szkole do szesnastej trzydzieści. We wtorki i czwartki po lekcjach chodzi na korepetycje z matematyki (na biologię niestety nie starcza, z resztą to pewnie i tak by nic nie dało), w środy i piątki — wyprowadza psy chyba wszystkim sąsiadom z ulicy, długiej prawie na kilometr. Soboty spędza z Ophélie Deschamps, Gaelem, Lucrèce i Noelem, oczywiście zazwyczaj bez mére, do południa, po prostu ten czas spędza z pére. W niedziele zajmuje się sobą — już po upewnieniu się, że ma wszystkie notatki na swoim miejscu, zwłaszcza te z biologii, się jakby co, to już wie, czym są organizmy eukariotyczne i prokariotyczne, po obchodzie mére, w celu upewnienia się, że wszystkie jej dzieci nie mają żadnych niepotrzebnych rzeczy, które mogłabym przekazać swojej organizacji. Wtedy, Mireille Escoffier ma czas dla siebie. Czas, podczas robi, co tylko żywnie jej się podoba — może leżeć w łóżku, spać przez pół dnia, układać niezliczone pudełka puzzli, słuchać muzyki, czytać te tandetne dziewiętnastowieczne romansidła, zdrapywać kolorowy lakier z paznokci, robić tyle przysiadów, ażeby czuła, jak coś od środka rozrywa jej brzuch.

     Takie są niedziele. Ale po niedzielach są poniedziałki, a wtedy wszystko wraca do normy, a wtedy Mireille Escoffier na powrót ma ochotę płakać ze złości.

    Bo Mireille Escoffier nienawidzi poniedziałków.


─────────────────────────────

Mére¹ (z fran.) — mama.

Pére² (z fran.) — tata.

Passable³ — ocena zadowalająca.

Monsieur⁴ (z fran.) — pan.

Meuf⁵ (z verlan) — dziewczyna, tu: dziewczyno.

Mec⁶ (z verlan) — chłopak.

Beau-père⁷ (z fran.) — ojczym.


Secours populaire to francuska organizacja non-profit, która ma na celu walkę z ubóstwem i dyskryminacją — wiecie, ubrania, żywność, mieszkania, edukacja, wakacje itd.

Gael jest bretończykiem, a Mirejill, to totalny wytwór mojej wyobraźni, bo nie udało się ustalić, czy w bretońskim dialekcie niektóre słowa wypowiada się inaczej — choć widziałam informacje, że kładą oni duży nacisk na ostatnią sylabę, a konkretnie, wydłużają ją.

Verlan to francuski slang, nie mam zielonego pojęcia, czy nie nawciskam tu jakichś nieodpowiednich wyrazów względem czasu akcji, ale już chyba pal licho. A jakby ktoś pytał — Camille Marcier, to on, nie ona.

I, aaa, jeszcze tylko Antoine i jedziemy z drugą częścią! Ogromnie się cieszę.


6 komentarzy:

  1. Totalnie się nie spodziewałam, że kolejny rozdział wleci tak szybko, ale bardzo mi się podoba! Nie dam rady niestety napisać zbyt wiele, może poza tym, że bardzo czekałam na Mireille, a może na osobiste pojawienie się Ophélie - cytat Mireille z prozografii najbardziej utkwił mi w pamięci xd - i ogólnie jestem bardzo ciekawa, jak te wszystkie postacie są postrzegane przez ludzi z zewnątrz, czy są irytujące albo nielubiane, bo w swoich indywidualnych POV-ach budzą we mnie neutralne do pozytywnych odczuć.

    I jejku jejku uderzyła mnie cała ta sekwencja z (nie)planowaniem samobójstwa :CC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I, jakkolwiek źle nie zabrzmi to po ostatnim akapicie, to właśnie mi się przypomniało najważniejsze - wnoszę o rozwinięcie żartu o chlebaku i bułkach, nie znam go, a czuję, że bardzo chcę poznać! :D

      Usuń
    2. Też nie spodziewałam się, że następny rozdział wleci tak szybko. Ophélie tutaj za dużo nie było, ale spokojnie, zdecydowanie więcej jej będzie w kolejnych rozdziałach, w końcu to taka super postać, przynajmniej w mojej głowie.
      Sekwencji z (nie)planowaniem samobójstwa nie miało być, naprawdę jej nie planowałam, ale wyszło jak zawsze — a może to wszystko przez mnie i mój ówczesny stan, ale mimo wszystko wcale nie żałuję.

      A żart o chlebie i bułkach to suchy suchar, który w zasadzie wstyd mi pisać, ale no już dobra. Jest którymi, bardzo krótki.

      Otwieram chlebak, a tam bułki.

      I to tyle, ot cały żart. Mówiłam, że suchy. Nawet nie pamiętam skąd go znam, ale do Pierre'a idealnie pasował.

      Usuń
    3. Jeeej, podekscytowałam się tą perspektywą Ophélie :D (w ogóle kolejne śliczne imię, ugh)

      Ale z tą sekwencją jest totalnie na plus! Ja dzisiaj przez moje własne pisanie jestem w nastroju, do którego czytanie podobnych rzeczy pasuje idealnie, ale już nawet abstrahując od tego, uważam, że pasuje, no i znów - Mireille ląduje wysoko na liście bohaterów z największymi problemami. Swoją drogą, jestem ciekawa dalszego rozwinięcia wątku jej rodziny, bo... jeszcze nie wiem, ale wydają się nie chcieć źle? W takim negatywnym sensie, mam na myśli, że te wszystkie "dobre rady" to wszystko, na co ich stać, i to wcale nie pomaga i nie jest tym, czego ona potrzebuje, ale mam jeszcze za mało danych.

      A suchar jest cudowny XDDDDDD <33 To jeden z tych, które są tak suche, że autentycznie mnie bawią, tym bardziej, że go nie znałam! xD
      Ale nie wiem, jak to świadczy o intelekcie Jean-Pierre'a, że tak go zażyna xD

      Usuń
    4. Ophélie to imię prze-cu-downe, chociaż jeszcze bardziej podoba mi się jego polska wersja. Ofelia. O f e l i a. W ogóle imiona na „O” mają w sobie to „coś”. I hmmm, może ja coś źle zrozumiałam, a może już na początku w pierwszej odpowiedzi napisałam, się Ophélie POV-u swojego nie będzie miała, po będzie jej więcej w rozdziałach Mireille. No i będzie też tam więcej jej rodziny, wiecznie zajętej mére, Gaela, który zdecydowanie chce dobrze, ale nie zawsze wychodzi, z resztą jej pére podobnie, Lucrèce, która po prostu jest starszą siostrą, więc oczywiście m, że to do wszystkiego zawsze musi być pierwsza, i Noela, który po prostu ma dojść tych wszystkich dziewczęcych spraw.

      Żart naprawdę jest suchy, w sumie nie pamiętam czy się zaśmiałam za pierwszym razem, ale cóż, według Jean-Pierre'a to żart stulecia, który nigdy się nie znudzi.

      Usuń
    5. Nie, spokojnie, źle dobrane słowo - miałam na myśli perspektywę nie jako POV, tylko jako kolejne rozdziały, w których częściej występuje :D

      Ofelia też jest ślicznie <3

      I o boże, to teraz chcę też więcej Jean-Pierre'a, brzmi niesamowicie xD Ale oczywiście jej rodziny (i wszystkich pozostałych też, oczywiście!) też! I nadal mam cichutką nadzieję, że bohaterowie będą przynajmniej wzajemnie powspominani, jeśli nie pojawią się osobiście, w swoich POV-ach

      Usuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.