Strony

003. trois

 « ✦ » » ✦ « » ✦ «

rozdział trzeci — ludzie

« ✦ » » ✦ « » ✦ «


     Cédric Legrand nienawidzi ludzi. Nie żadnych konkretnych ludzi — kogoś z upierdliwej rodziny, kasjerki, która przy każdych zakupach mogę być winna centa? (nie, nie możesz, stara prukwo, ma ochotę odpowiedzieć), kierowcy, który trzy lata temu wjechał w przystanek autobusowy i dziadka Charles’a. 

    Cédric Legrand nienawidzi w s z y s t k i c h ludzi.

     I to nie tak, że Cédric Legrand jest mizantropem. Bo Cédric Legrand może i nienawidzi ludzi, ale jest jak najbardziej świadom, iż do tych ludzi go ciągnie.

     I chyba właśnie dlatego Cédric Legrand tak ich nienawidzi.

     Cédric Legrand ma tylko siedemnaście lat — Cédric, za trzy tygodnie skończysz osiemnaście lat, weź ty się w końcu ogarnij, bo naprawdę z tobą nie wytrzymam, grzmiała rano mama, jak wczorajsza burza za oknem, a on nie wiedział, czy lepiej by mu wyszło odpyskowanie, czy przemilczenie sprawy.

     Ale Cédric Legrand bądź co bądź kocha swoją mamę, bo jak mógłby jej nie kochać — ma bzika na punkcie Harry’ego Pottera i sprzątania, ser pożera kilogramami, czasami z braku jakiegokolwiek towarzystwa zaczyna gadać do paprotki, stosującej na lodówce i robi za lekarza rodzinnego (od piętnastu lat pracuję w aptece, co ty, myślisz, że nie wiem jak wyleczyć zapalenie płuc?).

     Cóż z braku-laku Hermione (Hamajli, nie Ermion, H a m a j l i — chociaż tylko mama tak na nią mówi, no ewentualnie ojciec w ramach ugody, bo przecież nie potrzebuje kolejnych k o m p l i k a c j i) też kocha — tę durną Hermione, która wiecznie chodzi z katarem, która wraz z mamą spędza weekendy na oglądaniu jakiejś durnej japońskiej kreskówki, która uważa, że jak najbardziej ma prawo do wchodzenia do jego pokoju i grzebania w jego rzeczach, a potem chodzenia na skargę do matki. Którą uwielbia wkurzać, Ermion-Ermion.

     O ojcu i Aurelie woli się nie wypowiadać.

     Ale tak, Cédric Legrand nienawidzi ludzi — nienawidzi La Paillasse, sąsiadki z góry, która ma piątkę dzieciaków, każde z innymi facetem, i która gnoi go na każdym kroku (zresztą Hermione i mamę też — No ja się nie dziwię, że mąż cię zostawił dla jakiejś siksy, nie dość, że samaś głupia jak but, to jeszcze dzieciaki masz zjebane. Syn męska dziwka, a córka mi kiedyś zdechnie przez ten katar). Zresztą Cédric Legrand tych dzieciaków też nienawidzi — latają po całym mieszkaniu, skaczą i wrzeszczą, aż się u nich ściany trzęsą, rzygają po klatce i przyłażą przynajmniej raz w tygodniu, żebrząc o słodycze. Cédric Legrand nienawidzi sąsiada z ostatniego piętra, któremu ciągle ktoś musi pomagać zejść na sam dół i z powrotem wleźć na piąte piętro, zupełnie tak, jakby nie mógł kupić sobie te czterdzieści lat temu mieszkania na parterze. Cédric Legrand nienawidzi mademoiselle¹ Bacque, która ma czterdzieści cztery lata, trzy sierściuchowate koty, wiecznie szczekającego psa, miejsce za kasą zapewnione do końca życia i najwyraźniej płacone za każdego nieoddanego centa. Cédric Legrand nienawidzi mamy za jej wieczne pretensje o wszystko, o to, że robi za lekarza rodzinnego, chociaż im wszystkim o wiele bardziej przydałby się dobry psychiatra, o to, że tak po prostu pozwoliła odejść ojcu i stwierdziła, że sama da radę z dwójką dzieci. Cédric Legrand nienawidzi siostry, tego jej wiecznego kataru, tony opakowań chusteczek, które powtykane są w każdy kąt mieszkania, i zafiksowana na punkcie kotów mademoiselle Bacque (zobacz Cé jakie śliczne kotki! No weź, słyszysz, jak ślicznie mruczy? Chodź, dam ci jednego na ręce — tego, że mówi na niego , też nienawidzi). Cédric Legrand nienawidzi swojego ojca głównie tylko z jednego powodu — za to, że w ogóle pojawił się w życiu mamy, bo gdyby się nie pojawił, nie zrobiłby jej dziecka po miesiącu znajomości, nie musiałby się z nią żenić (Charles by mnie zabił, gdybym jej się nie oświadczył. Tak więc Cédric, radzę ci uważać, co robisz i na wszelki wypadek zawsze nosić ze sobą gumki), potem nie urodziłaby się Hermione, a ojciec nie zacząłby się bzykać z jakąś siksą prawie-że w wieku własnego syna. Cédric Legrand nienawidzi Aurelie Castile (Legrand, uwaga, bo), nienawidzi tego, że bezceremonialnie wpieprzyła się w ich życie, że przez trzy lata collèges nie mógł normalnie przejść przez szkolny korytarz, że wszyscy oskarżali go o przywileje syna kochanka, że była jego wychowawczynią pięć lat — że przywileje syna kochanka tak naprawdę ciągną się za nim do tej pory.

     Cédricowi Legrand wydaje się, że nienawidzi nawet samego siebie.

     Ale mimo wszystko jest dobrze. Bo może i Hermione wkurza go niemiłosiernie, ale przecież to całkowicie normalne, ja ze swoją siostrą żrę się co najmniej raz na godzinę. Bo może i mama sra się o każdą godzinę spóźnienia i czepia się o niewyniesione śmieci, ale przecież martwię się o ciebie. Rozumiesz? Jesteś moim dzieckiem i chcę dla ciebie jak najlepiej. Bo może i ojciec rozpętał trzecią wojnę światową — r o z w ó d — ale przecież małżeństwa ciągle się rozpadają. Ty wiesz ile kochanek miał mój ojciec, zanim matka go w końcu kopnęła w dupę? Bo może i Aurelie to tylko pusta, tępa dzida, która poleciała na ojca tylko i wyłącznie ze względu na pieniądze (których zresztą częściej nie ma niż ma i tylko na zmianę z siostrą obstawiają, kiedy w końcu i ona go zostawi), ale przecież dziewczyny w tych czasach lecą tylko na kasę.

     I to nie tak, że Cédric Legrand w to jakoś szaleńczo wierzy. Po prostu ktoś mu kiedyś tak powiedział, dużo ktosiów, a on z biegiem czasu doszedł do wniosku, że to wcale nie było tylko takie gadanie. Że matka faktycznie chce dla nich czegoś więcej niż gnieżdżenie się w dwupokojowym mieszkaniu i na kasie w pobliskim Monoprixie. Że Hermione jest dokładnie taka sama jak on, że też walczy o swoje i najzwyczajniej w świecie także uważa, że najlepiej wszystko zwalić na kogoś innego. Że ojcu odwaliło na stare lata, kryzys wieku średniego zdecydowanie mu nie służył, więc stwierdził, że idealnym rozwiązaniem na codzienną monotonię będzie znalezienie sobie kochanki. Że Aurelie Castile to tylko głupia pinda, która tak naprawdę nic nie ma swojego, bo nawet cycki zafundował jej któryś z byłych facetów.

     Ale ostatecznie Cédric Legrand uważa, że Aurelie ma nawet ładne cycki.

     Ale ostatecznie Cédric Legrand uważa, że gdyby rozłożyła nogi nie przed ojcem, ale przed nim, nie zastanawiałby się ani chwili.

     Bo co jak co, ale Cédric Legrand dobrym seksem nie pogardzi.

     Męska dziwka, mówi sąsiadka z góry (taka stara prukwa, pewnie starsza niż ta przeklęta kamienica, ale Cédric Legrand za całą Francję nie pamięta, jak się nazywa) za każdym razem, gdy go widzi. Męska dziwka, mówi staruszek, który codziennie przechodzi obok kamienicy, akurat w chwili, kiedy Cédric Legrand idzie do szkoły. Męska dziwka, mówi aptekarka, koleżanka mamy z pracy, ta ładna, z wyjątkowo zgrabnymi nogami, kiedy myśli, że ani on, ani ona jej nie słyszą. Męska dziwka, powiedział na początku roku Hyacinthe, kiedy dowiedział się, że przespał się z jego byłą już dziewczyną. Męska dziwka, majaczy mu czasami z tyłu głowy i wie, że mamie i Hermione także, choć nigdy się do tego nie przyznają.

     Bo chyba tak w zasadzie Cédric Legrand jest męską dziwką.

     Albo przynajmniej coś w tym stylu.

     Tylko że nawet w tej kwestii Cédric Legrand ma ochotę się pochlastać. Męska dziwka, tak jakby brał pieniądze za seks — nie bierze żadnych pieniędzy. Męska dziwka, tak jakby sam podchodził do każdej napotkanej dziewczyny i tak po prostu proponował im seks — nie, wcale tak nie robi. Przecież nie chodzi do łóżka z jakąś pierwszą lepszą. Cédric Legrand ma swoje priorytety. Przede wszystkim dziewczyna nie może być głupia, bo, na Boga, nie ma nic gorszego na świecie niż seks z jakąś głupią, bezmózgą dziewczyną. Cédric Legrand woli te mądre i zdecydowanie doświadczone tu i ówdzie — więc zaczyna od rozmowy. Zwykłej, najzwyczajniej w świecie rozmowy, jakiegoś wyjścia, na pizzę, drinka, zwykły spacer. Jak dziewczyna okazuje się głupia, to sobie odpuszcza, jeżeli jednak głupia nie jest, to w sumie może ciągnąć te zaloty w nieskończoność. Ale zazwyczaj nie musi wcale aż tak długo się wysilać — czasami to wychodzi tak samo z siebie, czasami po krótkim namyśle, czasami one same chcą, mówią lub pokazują, dyskretnie sugerują lub walą prosto z mostu. Ale jeżeli nie chcą w ogóle, to nie.

     Tylko że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków chcą. Bo przecież gdyby nie chciały, to by z nim do łóżka nie szły. A Cédric Legrand by to uszanował.

     Tylko że tego nikt nie widzi. Bo przecież istnieje te dziewięćdziesiąt dziewięć procent dziewczyn, które jednak poszły z nim do łóżka, a potem — bardziej świadomie lub mniej — rozpowiadały prawdę lub nieprawdę.

     O tym jednym procencie ludzie albo nie pamiętają, albo nie wiedzą. Albo tylko udają, bo przecież po co, skoro można nazywać go męską dziwką na każdym kroku, widzieć w nim tylko liczbę dziewczyn, które zaliczył, nie bacząc na to, że mimo wszystko posiada w sobie odrobinę kultury i instynktu społecznego.

     A może to też dlatego, że ten jeden procent to tak właściwie tylko jedna dziewczyna. A może to dlatego, że tylko jedna dziewczyna mu się oparła. A może to dlatego, że tylko jedna dziewczyna już na pierwszej randce powiedziała mu, że żadnego seksu nie będzie.

     A Cédric Legrand to uszanował. I teraz co tydzień spotyka się z tą dziewczyną, nawet jeżeli tak w zasadzie, oboje nie wiedzą, co mają im te spotkania dać.

     Bo Cédric Legrand kompletnie nie rozumiem Giselle Degais, a Giselle Degais kompletnie nie rozumiem Cédrica Legrand. Ale mimo to, co sobotę spotykają się w Pink Flamingo, chyba najbardziej kiczowatym miejscu w całej dzielnicy (bo to przecież nie tak, że wokół mają cztery inne, lepsze restauracje). Ale mimo to co sobotę spędzają jakieś trzy godziny na rozmowach, rozmowach w zasadzie o wszystkim i o niczym, bo o czym mieliby niby rozmawiać? Cédric Legrand mógłby się co najwyżej pochwalić kolejną kłótnią z siostrą, mamą opowiadającą o tym, jak ktoś przyszedł do apteki i poprosił o liście sedesu albo tym, że jeden z dzieciaków La Paillasse (umownie miał nikomu nie o La Paillasse jako o La Paillasse, ale to przecież tylko Giselle), nowu zrzygał się im na wycieraczkę. Giselle Degais mogłaby się pochwalić tym, że znowu komuś zaczęła przeszkadzać jej płeć, że według kogoś spódniczka od mundurka szkolnego nagle zrobiła się dla niej za krótka albo, że jej wielce religijny brat jednak nie poszedł na tego księdza i rodzice są w z b u r z e n i.

     Cóż, w rzeczy samej Cédric Legrand i Giselle Degais nie mają zbyt dużo wspólnych cech (może prócz upierdliwych rodzin, ale takie ma przecież każdy, nie?). Ale mimo to i tak ze sobą rozmawiają, nawet jeżeli najbardziej lotnym tematem jest jakość jedzenia w szkolnych stołówkach (która notabene woła o pomstę do nieba).

     Tak, zdecydowanie jest o czym rozmawiać.

     Więc to pewnie dlatego, Giselle zazwyczaj patrzy się przez okno — na park miejski, te okropne zielone ławki, kontenery ze śmieciami stojące przed płotem i ludzi śmilaczących się z jednego końca parku na drugi, zupełnie tak jakby naprawdę było tam coś więcej niż stare drzewa i trochę przyschniętej trawy, zupełnie tak jakby park nie miał trochę lepiej niż kilometr kwadratowy.

     Ale mimo to Giselle zawsze jest już na miejscu, siedzi przy drugim stoliku od okna, a na podłodze leży jej torba z przypinkami stolic różnych państw (naliczył siedemnaście, z czego ani jedna nie była paryska). Zazwyczaj już dawno zdążyła złożyć zamówienie (‘Aphrodite — grillowany bakłażan i hummus, plus dwa kufle domowego piwa, bo jemu oczywiście by nie sprzedali). Zazwyczaj już dawno zdążyła przeanalizować wszystkie możliwe tematy do rozmowy. Zazwyczaj już dawno zdążyła obliczyć, ile mają czasu, nim będzie musiała iść na metro, jadące jakieś dwadzieścia minut, żeby zdążyć wrócić do domu przed szesnastą. Zazwyczaj już dawno zdążyła nauczyć się na pamięć kolorów bluz ludzi w parku i kształtów chmur na niebie.

     Zawsze, kiedy rozmawiają, Giselle patrzy się przez okno, zupełnie tak jakby się go bała. Jakby się go brzydziła.

     Cédric Legrand też się nią brzydzi. Brzydzi się jej świętowaszkością, jej oczu w kolorze żył na nadgarstkach, jej poobgryzanych paznokci i zapachu, sterylnego, jak w jakimś szpitalu.

     W zasadzie Cédric Legrand, gdyby tylko mógł, w ogóle nie rozmawiałby z Giselle. Cédric Legrand, gdyby tylko mógł, w ogóle nie jadłby ten okropnej pizzy z bakłażanem i hummusem, po której potem zawsze wymiotuje. Cédric Legrand, gdyby tylko mógł, w ogóle nie przychodziłby do Pink Flamingo.

     Cédric Legrand, gdyby tylko mógł, już dawno przestałby się z Giselle, bo potem unikałby jej szerokim łukiem, a na ulicy odwracał głowę, udając, że jej nie widzi.

     Bo Cédric Legrand nienawidzi ludzi. 


─────────────────────────────

Mademoiselle¹ (z fran) — panna.


Pink Flamingo to taka restauracyjka, słynąca z ekstrawaganckich pizz i ponoć wyśmienitego piwa, ale ja tam nie wiem, tak twierdzi Google.

La Paillasse znaczy dosłownie „ławka”, ale gdzieś przeczytałam, że stosuje się też, jako określenie „pani lekkich obyczajów”, taka nasza typowa „ladacznica”, która niekoniecznie ladacznicą musi być.

A Hermione to tak właściwie z francuska powinna być Ermion, ale co tam komu zabroni, może być i Hamajli (i to nie tak, że ja po prostu musiałam gdzieś tę Hamajli wepchnąć, a tu po lekkim naciągnięciu wpasowało się idealnie).

I w zasadzie to chyba tyle, bo to nie tak, że ten rozdział dla mnie samej był trudny, wcale nie tak.


5 komentarzy:

  1. Piąteczka, Cédric (swoją drogą, znów ładne imię, eh), to „nie, nie możesz” to jedna z największych pokus, naprawdę xD

    I chy-yba rozumiem, dlaczego ten rozdział mógł być trudny, chociaż po ogólnym flow w trakcie czytania w ogóle tego nie czuć. Zastanawiam się, czy na temat Cédrica akurat mam już jakąś opinię - ale chyba jeszcze nie, prędzej o ludziach wokół niego - poza tym, że znów, jego też mi jest szkoda. Zastanawiam się, czy kogoś w ogóle mi tu szkoda nie będzie :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cédric to był kompletny spontan, imię zmienione w zasadzie po już napisaniu całego rozdziału, także wow. I Jeju, taaak, mnie czasami po prostu krew zalewa przez te wszystkie ekspedientki, ja naprawdę rozumiem, ale jak sobie pomyślę ile już się nazbierało z tych nie poddawanych grosików...

      I Cédric to dla mnie naprawdę trudna postać, jak na razie najtrudniejsza, bo Odette, to moje biedne pokrzywdzone dziecko, Felix is maj law, Marinette się już praktycznie napisała i wcale nie wyszła mi tak źle, a reszta jakoś na razie siedzi cicho. Ale no cóż, ogromnie się cieszę, że mimo wszystko, to wszystko nie wychodzi jakoś źle, że zwłaszcza pov Cédrica nie wyszedł mi jakoś bardzo... obsceniczny, czy coś.

      I w zasadzie, to jestem bardzo ciekawa twojej opinii na temat „ludzi wokół niego”, jakoś tak.

      Usuń
    2. Nie, totalnie nie wyszedł obsceniczny, ale chyba rozumiem, skąd się biorą twoje obawy, trudno jest czasami chyba zdecydować, kiedy to już za dużo, a kiedy jednak za mało, żeby wybrzmiało dokładnie to, o co ci chodzi.

      Jego mama kupiła mnie Potterem, ale poza tym mam takie wrażenie - być może mylne - że to niekoniecznie tak, że zawsze to ona się Cédrikiem opiekuje. Zabieg z „Ermion” bardzo mi się podoba, dosłownie widzę ten jej katar, czytając o nim, a sąsiadka z góry to po prostu ugh, aczkolwiek sytuacja jest tak relatable że nie mogę

      Usuń
    3. Cóż, cieszę się, że mimo wszystko Cédric jest do zniesienia, bo tak nawiasem mówiąc, to chłopak z niego zły nie jest, po prostu troszku pogubiony i chyba faktycznie zaniedbany przez rodziców, ale hej, inaczej byłoby strasznie nudno!

      „Potter” po prostu m u s i a ł być, sama jestem jego lekką fanką, choć na pewno nie aż tak jak Camélia, która zdecydowanie była inspirowana moimi podstawówkowymi koleżankami, które po prostu tonęły w gadżetach z „Pottera” (swoje zrobiło też to, że rozdział był tworzony w okresie przedświątecznym, kiedy to w telewizji było zatrzęsienie reklam związanych właśnie z „Potterem”). Hermione to z kolei zlepka mojej siostry i brata koleżanki — i tak w ogóle, w tym opku chyba nie będzie żadnej postaci, która nie będzie w jakiś sposób inspirowana mną, czy kimś z mojego otoczenia.

      I jeju, trochę się rozpisałam, ale cóż poradzić, uwielbiam zasypywać ludzi przemyśleniami dotyczącymi tego, co tworzę, a że takich ludzi w zasadzie nie mam, to padło na twoje komcie, hehe, przepraszam.

      Usuń
    4. Ogólnie to coś ty, bardzo lubię takie kulisy powstawania - prawie wszystkiego xD - więc bardzo chętnie dowiem się o tych postaciach więcej, najchętniej to w rozdziałach, ale w komentarzach odautorskich oczywiście też <3
      Swoją drogą, tym bardziej wydają mi się teraz prawdziwi :D

      Usuń