« ✦ » » ✦ « » ✦ «
rozdział piąty — temperatura.
« ✦ » » ✦ « » ✦ «
Aliya Vaillancourt nienawidzi zimna. Nienawidzi niskiej temperatury, wiatru wiejącego prosto w oczy i chmur ciążących nad głowami, jak dziesięciokilometrowe odważniki.
Pewnie głównie przez to, że urodziła się w słonecznym Le Lorrain, pełnym bananowców, słonej bryzy, turystów zdecydowanie nieprzygotowanych na panujący na Martynice klimat. Aliya Vaillancourt od razu wie, kto jest stałym mieszkańcem, a kto turystą (bo rzadko kto wprowadzał się do Le Lorrain, więcej ludzi stamtąd uciekało) — turyści zawsze byli o wiele bardziej nie zorganizowani, włóczyli się między uliczkami, szukając cienia, mrużyli oczy tak bardzo, że zamiast białek z tęczówkami, były tylko powieki i rzęsy, byli ubrani prawie zawsze w poliester lub inny materiał, który sprawiał, że smród potu ciągnął się za nimi kilometrami, taszczyli ze sobą bagaże, wypchane po brzegi plecaki, torebki pękające w szwach, walizki trzęsące się po łatanym wielokrotnie asfalcie albo grzęznące w łachach rdzawego piachu.
W Le Lorrain jest zdecydowanie c i e p l e j niż w Paryżu. W Le Lorrain jest zdecydowanie c i e p l e j niż w tym zadupiu, do którego wywiózł ich ojciec (to tylko tymczasowe, do czasu aż znajdziemy jakieś mieszkanie w Paryżu — bo ojciec oczywiście musiał się uprzeć na mieszkanie w Paryżu). W Le Lorrain jest zdecydowanie c i e p l e j niż w jakimkolwiek francuskim mieście. W Le Lorrain jest zdecydowanie c i e p l e j niż gdziekolwiek, gdzie Aliya Vaillancourt była.
No, może i nie była w zbyt dużo miejscach, ale ma wrażenie, że zdążyła objechać (zwiedzić, jak to oficjalne nazwała manman¹, chociaż całe to zwiedzanie nie polegało na niczym więcej niż siedzeniem w samochodzie i patrzeniem się co najwyżej przez okno, głównie na jakieś pola, lasy i szare, ceglaste budynki (w Le Lorrain były ładniejsze, kolorowe, jak tęcza)).
Tutaj, w Paryżu jest zimo. Zimno, jak w kostnicy (choć Aliya Vaillancourt nigdy nie była w kostnicy, ale przecież tak się mówi, nie?). Zimno, zdecydowanie za zimno jak dla niej.
Aliya Vaillancourt szczerze tęskni za Le Lorrain, za ulicami tętniącymi życiem, za niskimi budynkami, każdym w innym kolorze, za platanami rosnącymi w każdym ogródku, za drobniakami soli i piasku we włosach, za wodami Atlantyku, za śladami stóp na plaży, za dżemami z marakui i kokosów man² Izory, za rakami szczypiącymi w stopy, za awokado, które jadło się przez całe lato, za pommes-cajou³, które pękały pod palcami, ale pod nożem już niekoniecznie.
W zasadzie życie Aliyi Vaillancourt w Paryżu za dużo się nie różni od życia Aliyi Vaillancourt w Le Lorraine. Paryż także tętni życiem — to życie jest dosmaczone smrodem miasta, spalin i dymu, ludźmi z kijami w dup… tyłkach, wąskimi uliczkami, które nie prowadzą do tajnych kryjówek, tylko do wysokich, ceglanych murów. W Paryżu średnia wysokość budynków to piętnaście metrów, szarych, białych lub beżowych, a rzędy magnolii rosnących przy chodnikach, wyglądają jak sztab karabinierów gotowych rozstrzelać każdego przechodnia. W Paryżu nie ma ani jednej plaży, do najbliższego basenu Aliya Vaillancourt ma dwa i pół kilometra, a w zamian za dwudziestominutowy spacerek, dostaje łuszczącą i drapiącą skórę, którą manman każe smarować jej maściami o okropnych, aptecznych zapachach.
Dzielnicowych sklepy mogą się poszczycić dżemami malinowym, gruszkowym, pomarańczowymi, ewentualnie figowymi (choć ona bardziej czuje smak słodzików niż gruszek, czy fig). Raków nie ma, awokado zazwyczaj smakuje środkami nawozującymi, a o pommes-cajou Aliya Vaillancourt może sobie co najwyżej pomarzyć.
No i jest zimno. Aliya Vaillancourt nienawidzi zimna. W marcu Le Lorraine średnia temperatura powietrza to dwadzieścia dziewięć stopni, w Paryżu — dwanaście. W Le Lorraine Aliya Vaillancourt przez większość roku chodziła na koszulce. W Paryżu Aliya Vaillancourt mieszka od trzech lat i od trzech lat ludzie patrzą się na nią dziwnie, kiedy w maju chodzi w swetrze, bo najzwyczajniej w świecie jej zimno. Z i m n o.
Aliya Vaillancourt nie cierpi zimna, a jak na złość Aliya Vaillancourt okazała się największym zmarźluchem na świecie, bo nawet ojciec zachowuje się tak, jakby ta kolosalna różnica temperatur nie robiła na nim żadnego wrażenia.
Więc od trzech lat, na Rue Sadi Carnot mieszka największy zmarźluch na świecie. Więc od trzech lat, na Rue Sadi Carnot, jeszcze przed rozpoczęciem sezonu grzewczego, kaloryfery lądują na szóstce, a łóżko zmienia swe położenie z na prawo od drzwi na pod oknem (bo tylko pod oknem w pokoju Aliya Vaillancourt ma kaloryfer, co nawiasem mówiąc, jest głupie, bo kto wymyślił, że kaloryfery mają być pod oknami? Z dołu ciepło, a z góry wieje?). Więc od trzech lat, na Rue Sadi Carnot vous⁴ Vaillancourt płacą za ogrzewanie zdecydowanie wyższe rachunki od średniej kwoty (za co manman jest zła, ale jakoś tak jakby nie do końca). Więc od trzech lat, na Rue Sadi Carnot Vaillancourtowie zaczynają dzień od krzyków ojca gorąco tu jak w saunie! (choć Andray Vaillancourt w saunie nigdy nie był). Więc od trzech lat, na Rue Sadi Carnot co wieczór toczą się kłótnie na rodzinnej sofie przed rodzinnym telewizorem w rodzinnym salonie, pod tytułem kto siedzi z lewej — bo po lewej jest grzejnik, grzejnik oznacza Aliyę Vaillancourt, choć lewa strona sofy zawsze należała do Adili. Więc od trzech lat, na Rue Sadi Carnot Aliya Vaillancourt poi się głównie herbatami, najróżniejszymi, czarnymi, zielonymi, cytrynowymi, malinowymi, zakąsając je białym chlebem z dżemem słodzikowym.
Aliya Vaillancourt zrobiłaby wszystko, by choć na jeden dzień wróciły błogosławione trzydzieści stopni ciepła.
Aliya Vaillancourt zrobiłaby wszystko, by choć jeszcze raz wziąć do ust, choć łyżkę kokosowego dżemu man Izory.
Aliya Vaillancourt zrobiłaby wszystko, by choć jeszcze jedna platanowa gałąź pękła pod jej ciężarem.
Aliya Vaillancourt zrobiłaby wszystko, by choć jeszcze raz móc się ścigać po plaży z Adilą, Egbertą i Isandro, łapać raki i wydłubywać ziarenka soli i piasku z wilgotnych pasm włosów.
Teoretycznie Aliya Vaillancourt wciąż mieszka pod jednym dachem z Adilą — ale mają osobne pokoje, oddzielne od siebie o sześć pełnych kroków (dobrze, że nie pięć!). Teoretycznie Aliya Vaillancourt ma własny telefon, teoretycznie Egberta i Isandro też mają telefony, teoretycznie cała czwórka ma swoje numery i zdzwaniają się co niedzielę — ale one są w Paryżu, Egberta i Isandro wciąż w Le Lorraine, na Cudownej Martynice, raju dla turystów.
I c h własnym raju.
Nawet jeżeli Adila ma swoje Plastikówny (Régine, Marguerite i Carine!, krzyczy za każdym razem Adila, kiedy Aliya Vaillancourt nazywa je P l a s t i k ó w n a m i).
Nawet jeżeli Aliya Vaillancourt też tam kogoś ma, na przykład taką upierdliwą Michelle. Michelle Fontaine.
Michelle Fontaine, która przypałętała się do Aliyi Vaillancourt w zasadzie nie wiadomo kiedy. Michelle Fontaine, która no cóż, pierwszego dnia szkoły nakarmiła ją tak nieprzyzwoicie dużą ilością chouquettes⁵, że czuła skręcający się żołądek przez cały dzień, do końca tygodnia nie tknęła nic słodkiego — a kiedy nastał kolejny poniedziałek, Michelle już czekała przed szkołą z kartonikiem pełnym macaroons⁶ (później były madeleines, kwadratowe, równo pokrojone kawałki savarine, na których bitej śmietany i wiśni było zdecydowanie więcej niż samego ciasta, i och, och, dużo, dużo innych rzeczy, o których Aliya Vaillancourt czasami nawet nigdy nie słyszała).
Michelle Fontaine wcale nie jest córką cukierników, jak Aliya Vaillancourt przypuszczała przez pierwsze dwa miesiące szkoły. Wręcz przeciwnie, sama jest dobrze zapowiadającym się cukiernikiem, co jej własna matka określa jako zbrodnię przeciwko światu, więc Michelle Fontaine co każdy poniedziałek przynosi całe kilogramy wypieków, ciastek i ciasteczek, idealnie ukrojonych kawałków ciast, mówiąc między jednym śmiechem a drugim, że już teraz próbuje nałapać sobie klientów.
A Aliya Vaillancourt nigdy, przenigdy nie widziała tak pięknego uśmiechu — nawet u Egberty, dziewczyny zrodzonej z martynikańskiej ziemi, przynależącej do tego raju najbardziej z nich wszystkich, z krwią gorącą jak lawa tkwiącą w śpiącym Montagne Pelée, z oczami koloru liści dzikich prestoeai.
Uśmiech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy, pisał Victor Hugo, ale Aliya Vaillancourt za żadne skarby świata nie potrafi sobie przypomnieć w jakiej książce — pamięta tylko, że cytat jej się spodobał — do tego stopnia, że postanowiła zapisać go sobie na drzwiach szafy — teraz tych cytatów jest ciut więcej, na tyle, że kiedy codziennie rano otwiera szafę, zostaje zasypana takim ogromem optymistycznych treści, że czuje młodości jeszcze zanim Michelle zdąży podczas lunchu wepchnąć w nią cały swój dzienny asortyment słodkości.
Ale Aliya Vaillancourt nigdy przenigdy nie powiedziałabym Michelle Fontaine takiej oczywistości, jak chociażby, że ma tego wszystkiego dość. Aliya Vaillancourt nigdy przenigdy nie powiedziałabym Michelle Fontaine, że ma dość jej przesłodzonych ciastek i ciasteczek. Aliya Vaillancourt nigdy przenigdy nie powiedziałabym Michelle Fontaine, że ma dość jej wiecznie poobgryzanych paznokci, na widok których madame Gage dostaje spazmów. Aliya Vaillancourt nigdy przenigdy nie powiedziałabym Michelle Fontaine, że ma dość tego jej bezsensownego gryzdania po zeszytach. Aliya Vaillancourt nigdy przenigdy nie powiedziałabym Michelle Fontaine, że ma dość jej uśmiech. Aliya Vaillancourt nigdy przenigdy nie powiedziałabym Michelle Fontaine, że ma dość jej.
Bo Aliya Vaillancourt nie zliczy ile już razy manman wyrzucała jej pełna żalu i goryczy, że ta nie zna umiaru, że przesadza, że się pogrąża, że jest nienażarta.
Bo Aliya Vaillancourt nie zliczy ile już razy widziała Adilę w swoich jeansach, w s w o i c h jeansach, w swoich ulubionych jeansach, w które jeszcze dwa lata temu się mieściła.
Bo Aliya Vaillancourt nie zliczy ile już razy słyszała za plecami, że jest gruba.
Bo Aliya Vaillancourt nie zliczy ile już razy miała ochotę wyrzucić łazienkową wagę do kosza na śmieci, kiedy ta uparcie wciąż nie chciała wskazywać niczego poniżej siedemdziesięciu kilogramów.
Bo Aliya Vaillancourt nie zliczy ile już razy spędzała noce na płakaniu w ciemnej łazience, po cichu, w ręczniki, byleby tylko nikt nic nie zauważył i nic nie usłyszał.
Bo Aliya Vaillancourt nie zliczy ile już razy układała sobie w głowie dogłębne przemowy, w których to odmawiała Michelle Fontaine jej wypieków, jej uśmiechów — i jej.
Ale Aliya Vaillancourt doskonale wie, że nigdy tego nie zrobi — nigdy nie wygłosi żadnej takiej dogłębnej przemowy, nigdy nie odmówi Michelle Fontaine.
Bo Aliya Vaillancourt ma wrażenie, że uśmiech Michelle Fontaine jest właśnie takimi słońcem, które spędza chłód z jej twarzy, z jej dłoni, z jej całego ciała, z jej najbliższego otoczenia.
Aliya Vaillancourt nie ma zamiaru rezygnować z takiego słońca.
Bo Aliya Vaillancourt nienawidzi zimna.
─────────────────────────────
Manman¹ (z ant.) — matka, mama.
Man² (a ant.) — pani.
Pommes-cajou³ — jabłko nanerczowe, owoc nerkowca.
Vous⁴ (z fran.) — państwo (w sensie osób).
Chouquettes⁵ — francuskie mini-ptysie bez nadzienia.
Macaroons⁶, makaroniki — francuskie ciastka z białek jaj, cukru pudru i mielonych migdałów.
Ant. to skrót od języka antylskiego (kreolskiego na bazie francuskiego). Używa się go głównie na Małych Antylach, ponadto wyróżnia się jego dwie odmiany: martynikańską i gwadelupslą oraz saintlucijską i dominikańską. Zdecydowanie nie temat do wyjaśnienia w kilku zdaniach, ale w POV-ie Aliy będzie się on przewijał i przewijał i w przyszłych rozdziałach na pewno będę bardziej go poruszała (i w rozdziałach, i w notkach autorskich).
Montagne Pelée to drzemiący wulkan na Martynice, którego ostatnią erupcję odnotowano w roku 1935. Prestoeaje to takie tam ładne drzewka z ładnymi liśćmi.
Cytat Hugo jest często prezentowany podczas Światowego Dnia Uśmiechu i szczerze mówiąc nie udało mi się doszperać, czy to cytat z jego książki, czy z jego myśli, więc idąc łatwą drogą — Aliya po prostu nie pamięta skąd on jest.
Bycie zmarźluchem Aliyi to cecha autobiograficzna, a Plastikówny — i ich imiona — to nawiązanie do Wrednych dziewczyn.
Jeju jeju jeju
OdpowiedzUsuńMam stosunkowo mało przemyśleń, ale dużo odczuć względem tego POV-a. Trochę skojarzył mi się z Félixem, w sensie nie sama w sobie postać Aliyi czy sposób narracji jest podobny (nie bardziej niż u innych bohaterów w każdym razie – bardzo podoba mi się ta spójność i konsekwencja, swoją drogą), bardziej fakt, że oboje wbrew swojej woli trafili do Paryża i mimo że tylko Félix go nienawidzi, to u Aliyi niechęć do zimna też wydaje mi się odbijać na jej stosunku do miasta
Jestem bardzo ciekawa, jak – jeśli – kiedyś w przyszłości poprzeplatają się ze sobą wątki, bo na razie próbowałam się dopatrzeć wzmianek o innych postaciach w poszczególnych POV-ach, ale mi się to nie udało. Prawie pomyliłam Michelle z Mireille, ale to dlatego, że jeszcze osobiście się nie pojawiła :D
Swoją drogą to trochę mi przykro, bo ta relacja zapowiada się jakoś tak… TAK, nie wiem czy za dużo sobie nie wyobrażam, ale bardzo mi się podoba to, co do tej pory dostałam, cytatu Hugo chyba nie znałam albo jakoś nie zapadł mi w pamięć, a jest śliczny, idealnie spina się z klamrą narracji
I w ogóle mam wrażenie, że Aliya i Cédric są najbardziej problematyczni? Nie, złe słowo – może Cédric – ale chodzi mi bardziej o to, że ich problemy wydają się trochę poważniejsze na tle problemów innych bohaterów? (Czym jest nienawiść do kotów w porównaniu z byciem nazywanym męską dziwką, jeszcze w piekle, jakim potrafi być czasem szkoła) Mam nadzieję, że nie przerodzi się to w jakieś zaburzenia odżywiania, ale kwestia wagi pojawia się jakoś tak nienachalnie i naturalnie, ale podejście jej otoczenia jest jednocześnie bardzo smutne, i jakieś takie życiowe
Czekam bardzo na Mireille i Antoine’a, bo chętnie zrobię sobie jakiś ranking ulubieńców, chociaż pewnie będzie ciężko :D Niesamowicie mnie też interesuje, czego jeszcze można aż tak nienawidzić
Ach, i P l a s t i k ó w n y – piękne!
Jeszcze chciałam napisać, że ja potrafię prawie popaść w hipotermię, siedząc bez kapci, a co dopiero skarpetek przy biurku, więc Aliya jest bardzo w tej kwestii relatable postacią, ale później pomyślałam o upałach 30+, i to zdecydowanie też nie dla mnie xD
UsuńNie w tym kraju przynajmniej, ale Martynika brzmi obiecująco
Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale jak już pisałam — w ferie postaram się nadrobić wszystkie zaległości, co skutkuje tym, że powoli rzucam się w wir czytania, pisania i wszelkich innych rzeczy, na które do tej pory nie miałam czasu (i w zasadzie, to wciąż nie mam).
UsuńW kwestii spójności i w ogóle podobieństw, to tak: spójność miała być i bardzo się cieszę, że faktycznie jest i ją czuć — a podobieństwa w zasadzie jakoś tak się same wkradają, ja chyba po prostu nie potrafię pisać postaci, które nie mają żadnych głębszych problemów (i teraz tylko pytanie, czy to jakieś zboczenie zawodowe, czy skutki tego, że sama nie jestem człowiekiem bez żadnych głębszych problemów). Félix Paryża nienawidzi —Aliya raczej nie, miasto, jak miasto, po prostu troszkę dla niej za zimno w nim (choć naturalnie, że tęskni za swoim rodzinnym miastem i wolałaby być w nim).
Mogę zaspoilerować, że w najbliższych dwóch rozdziałach wciąż nie będzie żadnych nawiązań do innych postaci. Potem część druga i kto wie, co w niej będzie (autentycznie, nikt tego nie wie, nawet ja sama, chociaż nie wiem, czy powinnam się przyznawać do pisania na prawie-że-totalnym spontanie).
W kwestii skali problemów, to one początkowo nie miały być aż tak problematyczne — a może właśnie miały i tylko nie wszędzie tak wyszły, ale tak naprawdę każda z postaci uważa swój problem za problematyczny. I z chęcią walnęła bym tu jakiś długiiiii komentarz na temat psychoanalizy postaci, ale nie, stanowczo nie — a w kwestii zaburzeń odżywiania, to cóż, właśnie sobie sama zaspoilerowałaś...
A bycie zmarźluchem to jedno z największych utrapień na tym świecie, jeszcze tym bardziej, jak ludzie dopiekają z tego powodu.
W ogóle nie ma sprawy!
UsuńHaha trochę rozumiem pisanie z wymyślaniem (wszystkiego albo przynajmniej pewnych rzeczy) na bieżąco, niemniej jednak czego byś nie napisała to nie mogę się trochę doczekać na drugą część (ale jednak najpierw na resztę pierwszej, bo bardzo chcę poznać obiekty nienawiści pozostałej dwójki :D)
Zaburzenia odżywiania mnie teraz zmartwiły - w takim sensie, że Aliya jest naprawdę jedną z sympatyczniejszych na pierwszy rzut oka bohaterek i zasługuje na wszystkie owoce nerkowca czy co tam jeszcze sobie zechce - ale stricte fabularnie to jestem zachwycona, bo zapowiada się kolejny bardzo ciekawy wątek, nadal podtrzymuję, że pod względem problematyczności jej i Cedrica części mogą być moimi ulubionymi (chociaż i tak mam subiektywną słabość do Felixa; przepraszam za brak akcentów przy imionach)
Jakby co to na wszelkie zakulisowe ciekawostki zawsze-zawsze jestem chętna!